środa, 13 lutego 2019

No to pyk!

Stało się! Założyłem się! W sieci. To moje miejsce, w którym będę mógł wyrzucać z siebie. Internet to podobno olbrzymi śmietnik. To i ja dorzucę swoje odpadki. Różne życiowe wypadki. Ma być to forma terapii. Radzenia sobie z tym co nie wychodzi najlepiej.

Na początek 'to do list' na ten rok:

- skończ z zakupami bez sensu. impulsywnymi. żeby sobie poradzić z jakąś dziwną emocją najpewniej. albo z nudów. nie zdiagnozowano jeszcze do końca skąd to i po co. będzie o tym na pewno trochę. bo to taki pieprzyk denerwujący. czasem drapię i rozdrapuję. a czasem się wygoi i po prostu jest. no to trzeba usunąć.

- opierasz swoje poczucie własnej wartości na lajkach. serio? wiesz, że to głupie i bez sensu. ale to robisz. wiesz, że ludzie wrzucają w sieć zdjęcia emanujące szczęściem, hajsem, kromkami z dżemem, drogim alkoholem i siłowniami. tak między słowami. też takie wrzucasz. nie ma się co porównywać. skup się na tym co ważne. facecie twoim najsamprzód. nie przeglądaj propozycji znajomych na fejsie. Ci piękni ludzi istnieją pewnie głównie w internecie. jadąc autobusem, pociągiem i robiąc zakupy w biedronce, stężenie pięknych ludzi nie jest aż tak znaczące. poza tym... jesteś przystojny! nie zapominaj o tym.

- znowu jadłeś czekoladę w nocy. tym razem nie obudziłeś się z prześcieradłem uświnionym brązową breją. ale wstałeś. jadłeś. i wyrzut sumienia rano miałeś. ogromny. a on spał obok. kiedyś Cię to ograniczało w nocnych podbojach lodówki. teraz... już jakby mniej. układasz przecież to super zdrowe menu. pijesz w pracy pięknie wodę na pokaz z butelki wielokrotnego użytku i jadasz warzywa z parowara. a w nocy żresz czekoladę. serio? i teraz spójrz punkt wyżej. inni myślą, że jesteś super. bo taki zdrowy, taki dietetyczny... to wrzuć może zdjęcie pleców uświnionych z czekolady jako efekt zaginionej kostki. trochę dobrze, bo zjadłeś o kostkę mniej. trochę źle bo. wbrew diecie. bo w nocy. bo nie taki chciałeś być. poza tym pokazujesz ludziom fałsz. wierny sobie bądź. i koniec. i kropka.

Dziś więcej grzechów nie pamiętam. Postępy są. Nie palę, prawie nie obgryzam już paznokci. Zwykle jem zdrowe. Alkoholu coraz mniej. A już na pewno nie upijam się do black outu. Nie wstydzę się już chodzić na stację benzynową nocami. Bo teraz już nie chodzę tam po czteropaka "na dobitkę". Trochę już siebie kocham.

A... i jeszcze miało być o seksie. Nadal nie mam parcia na seks. Nie chce mi się. Smyranie po siurku mnie nie jara. Nie brykam od razu. Nie mam gotowości bojowej. Ani rano. Ani we dnie. Ani w nocy. Nie i już. Kiedyś sobie wbiłeś do głowy, że jesteś obiektem aseksualnym. Takim, któremu z seksem nie po drodze. I teraz tak jest. On niby nie naciska. On niby jest z tym pogodzony. Sam o tym mówił na starcie. I bronił tego zażarcie. I teraz cierpliwość ma. Ciekawe ile... poza tym korzystnie.

Wracać do psychologa? A może starczy mi tu czasem wypchnąć temat jakiś?

Pomyślimy. Zobaczymy.